Zacznę od pierwszej wędlinki z kurczaka zagrodowego.
Ta wędlinka miała najbardziej stężałą galaretkę. Zapewne dlatego, że w jej skład wchodziła skóra kurczaka.
Ale ...smakowo podchodziła do salcesonu. Chyba jednak nie powinnam była dodawać czosnku.
A więcej pieprzu, bo była troszkę za delikatna.
I powinnam była jednak zrobić przynajmniej z półtora kurczaka .Albo dodać dodatkowe piersi z niego. Mam duży szynkowar, więc mięska powinnam mieć więcej. Tak aby bardziej można było docisnąć.
Drugą wędlinką była karkówka.
Mięsko zamarynowałam na sucho . Trzymałam w marynacie dwa dni. I tu chyba był błąd. Za krótko i za sucho. Mięsko nie przeszło do końca marynatą i w środku było szare. I było za mało kruche. Poza tym galaretka nie stężała. Może dlatego, że dodałam Agaru zamiast tradycyjnej żelatyny. Ale tak zrobiłam ze względów zdrowotnych ( dna moczanowa). Smakowo bardzo mi odpowiadała. Następnym razem będę trzymać tydzień w solance z dodatkiem cukru zamiast peklosoli. A ilość mięska też nieznacznie zwiększę. I troszkę dłużej będę warzyć.
I teraz wędlinka, która przypomina pieczeń rzymską. A nie było tak w zamyśle.
Miała przypominać chorizo. Wiem, że to jest niemożliwe. Bo chorizo jest suszoną kiełbaską. Ale myślałam, że smakowo tak się stanie. Chyba dałam za mało papryki i tej słodkiej i tej wędzonej. I za mało pieprzu i czosnku. No i nie dodawałam wina ani octu, bo nie miała być ta moja wędlina suszona.
Następnym razem dodam jednak czerwonego octu winnego, I zobaczę jaki będzie efekt.
I tak jak poprzednimi razy muszę zwiększyć ilość mięsa.
I też nie zamienię Agaru na żelatynę zwierzęcą. Trudno...tę niestężałą galaretkę wykorzystam do ugotowania zupy.
Następne doświadczenia będą z boczkiem, schabem i "kiełbasą".